Ponieważ od dawna miałam ochotę na coś czekoladowego, postanowiłam przyłączyć się do akcji "brownies i blondies" i poeksperymentować z przepisem, który od dawna kiełkował mi w głowie. Nie grzesząc skromnością powiem, że efekt przerósł moje oczekiwania :-)
Na blaszkę 20 x 26 cm (w mniejszej będzie wyższe po prostu) potrzebujemy:
2 szklanki ugotowanej kaszy gryczanej (około 130g suchej)
8 łyżek ksylitolu (lub cukru)
1/2 szklanki mleka w proszku (odtłuszczone)
3 żółtka + 3 białka
2 czubate łyżki kakao
2 czubate łyżki mielonych migdałów
1 mały kefir (250g)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
kilka kropli aromatu migdałowego (niekoniecznie)
Ugotowaną kaszę lekko przestudziłam i potraktowałam ją blenderem, jak widać niezbyt dokładnie ale jeśli chcemy lepszy efekt wizualny, proponuję zmielić kaszę.
W oddzielnym naczyniu zmiksowałam żółtka z ksylitolem na puchatą masę, dodałam mleko w proszku. Ciągle miksując, stopniowo dodawałam po łyżce zmielonej kaszy, potem zmielone migdały, kakao, kefir, proszek do pieczenia i aromat.
Na końcu szpatułką wmieszałam delikatnie pianę ubitą z białek.
Wylałam do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.
Wylałam do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.
Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piekłam około 40 minut.
Po 10 minutach od wyłączenia, dopiero otworzyłam piekarnik i moim oczom ukazało się to oto całkiem prawdziwe brownies :-)
Ledwie zdążyłam zrobić zdjęcia a już zniknęło...
PS. Drodzy Czytelnicy, zaatakowała mnie niejaka Pani Mariola Białołęcka, że ukradłam jej przepis. Niestety wcześniej nie słyszałam o niej ani jej przepisach a jak wiadomo kaszę mielimy wszyscy do naleśników, do placków, do ciast, do szejków zamiast mleka... wymieniać można jeszcze długo. Skoro jednak tej pani tak zależy, podaję Wam stronę M. Białołęckiej i sami ocenicie, czy oprócz jajek i kaszy te ciasta coś łączy.
PS. Drodzy Czytelnicy, zaatakowała mnie niejaka Pani Mariola Białołęcka, że ukradłam jej przepis. Niestety wcześniej nie słyszałam o niej ani jej przepisach a jak wiadomo kaszę mielimy wszyscy do naleśników, do placków, do ciast, do szejków zamiast mleka... wymieniać można jeszcze długo. Skoro jednak tej pani tak zależy, podaję Wam stronę M. Białołęckiej i sami ocenicie, czy oprócz jajek i kaszy te ciasta coś łączy.
Ja się wcale nie dziwię że tak szybko zniknęło!! Wygląda super!!
OdpowiedzUsuń